piątek, 20 lipca 2012

Serial Killer s01e01: House of Lies & True Blood

W pierwszym odcinku moich zmagań z serialami (bo był jeszcze pilot) pojawią się dwa tytuły niecieszące się zbyt dobrą sławą. House of Lies zaliczyło dopiero pierwszy sezon, choć wiele osób zrezygnowało z oglądania go już na początku, z kolei True Blood mimo że oglądane na całym świecie, to jest także masowo wyszydzane za hmm... zbyt fantastyczne rozwiązania fabularne. Rozprawmy się zatem z tymi dwiema produkcjami.



Domek Kłamstw
    Po skończeniu pierwszego sezonu House of Lies sprawdziłem na moim ulubionym portalu dotyczącym seriali (serio, serialowa.pl), jakie odczucia mieli po obejrzeniu go redaktorzy tej strony. Tzn. sprawdziłbym, gdyby takowe były spisane. Niestety, okazało się, że ludzie, którzy oglądają tony produkcji amerykańskich nie przebrnęli nawet przez połowę sezonu. Uznacie to za rekomendację, żeby nie zaczynać oglądania pod żadnym pozorem... A ja powiem zupełnie na odwrót: WARTO! Zwłaszcza, jeśli lubicie seriale pokroju Californication.
    House of Lies określane jest jako czarna komedia, ale - uwaga - tej komedii tam za wiele nie uświadczycie. Nie pasowałaby do tego serialu ani łatka "obyczajowy" ani "dramat", a że taki luźny i w ogóle to dali "komedia". Pośmiać się jakoś super nie można, za to produkcja ma inne plusy. Zanim o nich, przypomnijmy, o czym to House of Lies jest. Otóż bohaterami opowiadanej historii są konsultanci. Osoby przychodzące z zewnątrz i doradzające firmom, jak sprawić, aby ich dochody były większe, a same firmy - wydajniejsze. Marty Kaan, lider jednej z takich grup konsultantów, pokazuje jak to wszystko działa: wystawne kolacje, imprezy, trochę zabawy z tabelkami, czasem drobny przekręt, czasem znacznie większy... Motyw przewodni: zarobić za wszelką cenę.
     Najbardziej szczegółowo w Domku Kłamstw mamy przedstawionego właśnie Marty'ego - jego relacje z współpracownikami, szefami, byłą żoną, synem, ojcem... Dużo jest tych relacji, a sam czarnoskóry Kaan z biegiem wydarzeń zaczyna coraz bardziej przypominać bohatera tragicznego. Jego ogromna pewność siebie, tendencja do olewania niektórych spraw oraz wpychania kutasa w różne miejsca prowadzą w końcu do sytuacji, kiedy zagrożona jest cała kariera Marty'ego. Brzmi znajomo? Stąd pewnie te porównania do Californication. Liczba scen łóżkowych także jest zbliżona w obu przypadkach.
    Jeśli już jesteśmy przy tym temacie, należy zwrócić uwagę na jedną z bohaterek - Jeannie van der Hooven. Jej postać jest tylko dowodem potwierdzającym tezę, że w praktycznie każdym serialu musi być kobieta mocno przyciągająca swoim pięknem uwagę widza (tak na wszelki wypadek, gdyby wszystko pozostałe było do bani). Kristen Bell świetnie wywiązuje się z tej roli i sporo osób może przytrzymać przed ekranem - nie tylko z powodu powalającej urody, ale i dość silnej (na pierwszy rzut oka) osobowości.
     House of Lies to serial, w którym faktycznie dostajemy wiele kłamstw, nieporozumień, intryg. Ogląda się to szybko, łatwo i, co najważniejsze, z przyjemnością. Pierwszy sezon można spokojnie trzasnąć w jeden dzień (12 odcinków po ~28 min.). W trakcie oglądania wyłowiłem dla mnie jeszcze jedną dość istotną rzecz - niezłą muzykę. Najczęściej pojawia się dopiero w napisach, ale i tak kilka razy nie obyło się bez google'owania zasłyszanych numerów. Jak widzicie, House of Lies posiada niejedną mocną stronę i choć początkowo może nie przekonać do siebie lub nie być do końca tym, co sobie wyobrażaliśmy, to ostatecznie wyrasta na (nie)przyzwoity serial z baaardzo ciekawymi postaciami.


Prawdziwa Krew
     To nie jest kolejna produkcja o wampirach. Choć z dostępnych obecnie do oglądania może nawet i jest tą najlepszą. Dla co bardziej wrażliwych widzów są Pamiętniki Wampirów czy kinowe Zmierzchy. W True Blood mamy dużo seksu, dużo brutalności, dużo flaków.
     Z początku w Czystej Krwi mogło podobać się to, że serial nie sprowadza się tylko do relacji wampiry vs ludzie. Że oprócz tych dwóch ras są jeszcze inne. Jednak z każdym kolejnym sezonem fani odkrywali coraz to bardziej rozbudowany, czasem irracjonalny świat, na który nie byli przygotowani, zaczynając przygodę z serialem. W końcu przesyt przewijających się kreatur dopadł i mnie. Mam wrażenie, że gdyby scenarzyści postanowili pozostawić część z nich lekko w cieniu, nie odsłaniając ich w tak oczywisty sposób, sam serial bardzo by na tym zyskał. Niestety, tajemnice są bezczelnie odsłaniane, bez większego wyczucia, w ilościach przytłaczających. Tym niemniej warto momentami zacisnąć zęby, żeby śledzić historię Sooki. Kelnerka o blond włosach z impetem wchodzi w świat rozmaitych kreatur. Ładna, pyskata, głupiutka, odważna... takie zazwyczaj umierają w pierwszym odcinku, ale Sook jest stworzona do wyższych celów.
    Co podoba mi się w True Blood? Nie ma słodzenia. Pomimo wielu relacji damsko-męskich nie ma jakiegoś ogromnego rozwodzenia się nad emocjami. Bohaterowie wchodzą czasem w głębsze, bardziej zażyłe stosunki, ale znacznie więcej mamy relacji polegających tylko na seksie. Podanym w sposób wulgarny, brudny, ostry, po wampirzemu. Tak jak wspominałem, nie jest to grzeczny serial.
     Przez pewien czas True Blood kojarzyło mi się także ze świetnymi cliffhangerami - trwało to przez większość drugiego sezonu i do połowy trzeciego - a każdy zakończony odcinek sprawiał, że jak najszybciej chciało się obejrzeć kolejny. Potem już tak dobrze nie było. Czwarty sezon miał swoje lepsze i gorsze momenty, a ostatecznie wydarzenia w nim przedstawione tylko jeszcze bardziej namieszały w świecie Czystej Krwi.
     I kiedy już uznałem, że serial pozostanie na takim średnim poziomie, wyemitowano piąty odcinek piątego sezonu, który bardzo namieszał w mojej ogólnej ocenie True Blood. Mocno zagęszczono akcję, wiele scen trzymało w napięciu. Odcinek zadziwiająco dobrze nakręcony, nieźle popieprzony i psychodeliczny, nawet jak na True Blood. Może jeszcze jest ratunek dla tego serialu? Albo był to jednorazowy wyskok i zaraz wrócimy do nudno-sztucznie wydłużanej historii? Pomysły scenarzystów True Blood są największą zagadką. Jest jeszcze szansa, żeby nie były rozpatrywane jako największe przekleństwo tego serialu.

2 komentarze:

  1. przypuszczam, że autor tekstu nigdy nie oglądał pamiętników wampirów, dlatego pragnę nadmienić, iż w pamiętnikach również znalazło się miejsce dla czarownic, wilkołaków i duchów. żeby nie było, że tylko wampiry i ludzie tam goszczą ;P

    z seriali, w których z ekranu jak diabeł z pudełka wyskakują najróżniejsze rasy i gatunki, a wampiry są złe i trzeba je tępić, polecam Supernatural.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor oglądał 10 minut Pamiętników. I raczej nie będzie nadrabiał ;)

      Usuń