piątek, 27 grudnia 2013

Nie dotrzymałem zeszłorocznych postanowień i... w sumie nieźle na tym wyszedłem

Niesamowitą sprawą jest czytać swój własny tekst o PRZEDnoworocznych postanowieniach sprzed roku. Wczuwać się w tamto myślenie, ale być bogatszym o rok doświadczeń i móc powiedzieć "chłopaku, zadziało się mnóstwo, jestem z Ciebie dumny". Czarno na białym widać, że nie wszystko wyszło. A jak wyszło, to potem się sypnęło. Śmieję się do siebie, bo w momencie kiedy nie wychodziły jakieś małe plany, gdzieś tam po kryjomu dokonały się inne, znacznie ważniejsze, których się nie spodziewałem. Zatem warto planować i... dobrze czasem, gdy te plany nie wychodzą.

Jak zaplanować bardzo ważne życiowe zmiany? W ogóle ich nie planować. Wyjdą same w momencie gdy będziecie robić małe kroczki w ich kierunku. Lepiej skupiać się na tych małych postanowieniach i pozwolić życiu robić swoje. Mi w 2013 życie zrobiło bardzo dobrze, popatrzcie sami na podstawie zeszłorocznych postanowień...

1. Nie przeklinam przez tydzień

Przeklinałem. I to wchuj. Ale chyba dopiero od drugiego dnia. Za to w ciągu całego roku nauczyłem się, że gorsze od niewybrednego przeklinania rzeczywistości jest podwyższanie własnej wartości w otoczeniu znajomych kosztem drugiego człowieka. Są słowa, które ranią mocniej niż popularne wulgaryzmy, choć pozornie nie wyrządzają przecież żadnej krzywdy...

Szowinistyczny żart, poprawianie partnera, sarkazm czy mimowolnie rzucona zgryźliwa opinia - wszystko byleby tylko umniejszyć wartość drugiej osoby i pokazać się jako lepszy wśród znajomych. Oczywiście nie robiłem tego do końca świadomie, ale robiłem. Czuję się trochę jak wybudzony z Matrixa po wzięciu w odpowiednim momencie czerwonej pigułki.

W tym momencie dotychczasowe przeklinanie w eter nie wydaje się już takie szkodliwe - te "kurwy" przynajmniej chodzą własnymi drogami i nie wyrządzają krzywdy; one robią tylko dobrze.

2. Często i regularnie publikuję teksty na blogach

Tylko trochę żałuję, że nie pisałem regularnie. Ale to było jeszcze zanim dostałem świetną pracę i stworzyłem niesamowity związek. Doszły spotkania z blogerami oraz inne zacne eventy, a nie zamierzałem rzucać całkowicie snu, więc ucierpiały blogi. Mniej pisałem, ale zyskałem coś, co wyniosło moją i tak już fajną egzystencję na kosmiczny poziom. Miałem życie tu i teraz, wspomnienia, skillsy, super ludzi dookoła...

Teraz mam ambicję, żeby to mądrzej poukładać i potraktować tego bloga bardziej serio - dlatego umieszczam go wyżej w swojej piramidzie Maslowa. Pisanie z dotychczasową częstotliwością to nie blogowanie, a malowanie kupą obrazu Matejki. I żadna książka Kominka nie pomoże, zanim nie wprowadzę tutaj sensownych zmian.

3. Ograniczam spożycie coca coli do 1,5-litrowej butelki na miesiąc

To akurat mi się udało. Co więcej, przez pewien czas nie piłem tego nacechowanego emocjami gówna w płynie ogóle. Z czasem o tym zapomniałem, wróciłem do nawyków. Właściwie to nawet teraz dopijam szklankę coli - ostatnią na jakiś czas. 

W końcu to postanowienie umarło śmiercią naturalną. Miałem jednak wciąż tę ciekawość odnośnie zdrowego trybu życia i dzięki kilku osobom zacząłem to wprowadzać u siebie. Okazało się, że zdrowe jedzenie też może być fajne, choć tu jeszcze dłuuuga droga przede mną. 

Wciąż nie rzuciłem mięcha. Wciąż nie przyozdabiam pizzy jedynie trawą i brokułami. Wciąż lubię frytki. Ale czuję, że moje oświecenie dotyczące spożywanych potraw zrobiło wielki krok naprzód i będzie tylko lepiej. Tego planować w 2014 nie muszę. To już płynie w mojej odrobinę bardziej zielonej krwi.

Z cyklu: Postanowienia na całe życie

Co oprócz tych trzech planów? Mam jeszcze kilka w zanadrzu, a o najbliższym napiszę wam za kilka dni, bo to zasługuje na osobny wpis. Jakaś rada odnośnie postanowień? Radzić nie lubię, ale napiszę po prostu, że moje postanowienia wchodzą w życie z momentem pomyślenia o nich. Cola już odstawiona :)

Kilka fajnych kierunków wskazał również Andrzej Tucholski => sprawdź, co mówi jestKultura. Większość z nich to nawet nie tyle postanowienia na jakiś czas, a składniki życia na wysokim poziomie. Zatem potraktujcie je jako wskazówki, które płynnie będziecie wprowadzać, a nie rzeczy, do których trzeba się przymusić. Na zrozumienie niektórych potrafi zejść kawałek życia, dlatego nie warto się zniechęcać i brać się za barki ze wszystkimi 35 punktami.

Moje postanowienie na końcówkę 2013, cały 2014 i resztę lat? Dobrze się bawić :)


7 komentarzy:

  1. Aby coś zmienić trzeba mieć ważny powód. Nie postanowienie :P
    Sam wiem po sobie, że jeśli nie spojrzy mi strach w oczy - to swoich ulubionych przyzwyczajeń tak łatwo nie zmieniam :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Łukasz, sure thing, powody są najważniejsze! :)
    Szkoda, że do wygenerowania tych potrzeb, które później gnają nasze postanowienia do przodu i są niejako motywacją, dorastamy niekiedy tak wiele lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi w tym roku jakoś coś wyszło z tych postanowień.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem smutna, że Ci nie wyszły plany z realizacją drugiego punktu :-( Uwielbiam czytać Twoje teksty i jest mi ich ciągle za mało :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chica, sama rozumiesz, że mi akurat aż tak przykro nie jest. Ale jest też dobra wiadomość: kolejne teksty już się gotują do ujrzenia światła dziennego. Więc... będzie pani zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Panna, jak już ;-) Hihi… no to czekam z nieskrywaną niecierpliwością :-)

    OdpowiedzUsuń