poniedziałek, 27 września 2010

Dlaczego polscy zawodnicy nie podbili jeszcze Bundesligi?

Tym razem jedynym z Polaków, który zagrał całe spotkanie w swoim zespole był Adam Matuszczyk. Nasi rodacy w Borussi Dortmund rozpoczęli mecz 6 kolejki w komplecie na ławce rezerwowych. Przypatrzmy się, dlaczego Polacy w Bundeslidze grają tak mało w swoich klubach.

Spotkanie z Hoffenheim to dopiero pierwsze pełne 90 minut naszego pomocnika grającego w FC Köln. W poprzednich meczach Adam Matuszczyk zmieniał Tanera Yalcina lub Mato Jajalo. Zwłaszcza ten drugi, Chorwat wypożyczony ze Sieny za 250 tysięcy euro, gra dobrze w tym sezonie. Bezpośrednim rywalem Polaka o miejsce w składzie jest zatem raczej Yalcin, 21-letni Niemiec tureckiego pochodzenia. Na razie nie prezentuje on równej, wysokiej formy, jest często zmieniany w trakcie spotkania. To szansa dla polskiego pomocnika, który zapewne regularnie będzie wchodził z ławki, a czasem i zaczynał od początku, tak jak to było w meczu z Hoffenheim.

Powoli komplikuje się sytuacja Polaków w Borussi Dortmund. Łukasz Piszczek na razie przegrywa rywalizację z doświadczonym Patrickiem Owomoyelą, miejsce w składzie stracił także Kuba Błaszczykowski. Nasz prawoskrzydłowy konkuruje z młodymi Niemcami: Kevin Großkreutz (22 lata) oraz Mario Götze (18 lat) to obecnie odpowiednio lewa i prawa pomoc w Dortmundzie. Obaj znajdują się w świetnej formie, zrobili spore postępy od poprzedniego sezonu, są zawodnikami dość dynamicznie rozwijającymi się. Do tego są także bramkostrzelni, nic dziwnego, że stawia na nich trener Jürgen Klopp. Borussia walczy jednak aż na trzech frontach, więc Błaszczykowski może okazać się bardzo wartościowym zmiennikiem i z powodzeniem zastępować któregokolwiek z nich. Podobnie w pomocy może występować Piszczek, którego walory ofensywne nie uszły uwadze Kloppa i ten wprowadzał Łukasza także na pozycję prawoskrzydłowego.

O pewnego rodzaju pechu może mówić Robert Lewandowski, który przychodził do Dortmundu jako największy letni transfer i mógł się spodziewać, że będzie dostawał dużo szans na grę. Były zawodnik Lecha Poznań faktycznie swój czas otrzymuje (w ostatnim meczu było to 20 minut), udało mu się nawet zdobyć 2 bramki w lidze. Na nieszczęście dla Roberta, w dobrej formie strzeleckiej utrzymuje się Lucas Barrios, a sprowadzony z drugiej ligi japońskiej Shinji Kagawa okazał się prawdopodobnie najlepiej trafionym transferem w Bundeslidze w tym sezonie (był od Roberta około 7 razy tańszy). Jakby tego było mało w październiku ma wrócić po kontuzji najlepszy obecnie strzelec tego klubu, Mohamed Zidan (40 bramek w 133 meczach), a w prasie niemieckiej pojawiły się informacje o zainteresowaniu Borussi snajperem lizbońskiej Benfiki, Oscarem Cardozo. Jeśli paragwajski napastnik dołączy w zimowym okienku transferowym do swojego reprezentacyjnego kolegi, Barriosa, to sytuacja Lewandowskiego w Borussi mocno się skomplikuje.

Ostatnim z Polaków w Bundeslidze, który nie jest regularnie pomijany przy ustalaniu kadry meczowej, był do niedawna także Sebastian Boenisch. Niestety po artroskopii kolana czeka go około 5-6 miesięcy przerwy. To wystarczająco dużo czasu, żeby na jego pozycji zdążył się zadomowić sprowadzony z Arsenalu Mikaël Silvestre.

wtorek, 27 lipca 2010

A Ty jak spędzisz swoje ostatnie dni?

Grasz jak swoja babcia? Złap za Snickersa ;)

Piłka nożna jest sportem bardzo przewrotnym. Przez wiele lat jesteś ważnym zawodnikiem drużyny, wygrywasz z nią istotne mecze, zdobywasz trofea... Ale po przekroczeniu bariery 30 lat to wszystko staje się coraz trudniejsze. Możesz dysponować sporym doświadczeniem, ale co z tego? Kondycja i zwrotność coraz gorsze, większa podatność na urazy - w oczach działaczy przestajesz być zawodnikiem, któremu warto zaoferować kontrakt dłuższy niż 2 lata. W dodatku klub kupuje: młodych, zdolnych, perspektywicznych... Zostaniesz i podejmiesz walkę? Czy udasz się na piłkarską emeryturę?

Jose Maria Gutierrez Hernandez. Guti. Lat 33 (z dużym hakiem). Wychowanek klubu z Madrytu postanawia wreszcie opuścić drużynę, w której występował podczas całej swojej kariery piłkarskiej. W Realu osiągnął wiele - grał z galaktycznymi zawodnikami, zdobył mnóstwo trofeów (5 razy Mistrzostwo Hiszpanii, 3 razy Liga Mistrzów), zaliczał wspaniałe asysty. Był graczem trudnym, buńczucznym, niewygodnym dla większości trenerów, wiele razy mówiło się, że jego czas w Realu się skończył. A on wchodził z ławki i odmieniał styl gry zespołu, decydując nieraz o zwycięstwie swojego klubu. Żeby potem, w następnym meczu znów zawieść. Ale kiedy już pokazywał swój geniusz, nikt nie mógł takiego Gutiego zatrzymać. Teraz przechodzi do Besiktasu Stambuł i tam ma dyrygować, rozgrywać i decydować o obliczu drużyny. Będziemy oglądać chimerycznego zawodnika czy odrodzonego, doświadczonego rozgrywającego - ciężko przewidzieć. Na pewno jednak będzie to wszystko robił w rozgrywkach o co najmniej jeden poziom gorszych.

Raul Gonzalez Blanco, lat 33. Jako drugi wychowanek Realu, który w tym okienku transferowym opuścił swój macierzysty klub, osiągnął jeszcze więcej niż Guti. Wymienianie wszystkich rekordów i trofeów zajęłoby dobre kilka minut i byłoby zbędne, bo każdy wie, ile Raul dał Realowi. Wydawało się, że taki zawodnik nigdy nie powinien opuszczać Realu - mało jest piłkarzy, którzy pomimo wieku utrzymali się na najwyższym poziomie i, co więcej, odgrywali nadal znaczącą rolę w drużynie. I pomimo zapewnień ze strony klubu oraz trenera Mourinho, Raul wiedział jednak, że tak z nim nie będzie. Gracz, który z Realem wygrał praktycznie wszystko, zdecydował się na opuszczenie zespołu, żeby nadal móc grać i cieszyć się futbolem. Zrobił to też dla klubu - nie będzie tym samym blokował miejsca w składzie przychodzącym kolejnym wielkim zawodnikom oraz nowym nadziejom futbolu. Co skutecznie robił przez ostatnie lata. Ale Raul nie zniknie z wielkiej piłkarskiej sceny - liga niemiecka staje się coraz silniejsza (nadal jest za angielską i hiszpańską, ale przestaje ustępować włoskiej), a ponadto Schalke zagra w tegorocznej Lidze Mistrzów. Zatem Raul nadal będzie miał okazję pokazywać swoje niebanalne umiejętności, w dodatku grając na wciąż wysokim poziomie.

A gdzie swoje umiejętności pokazują inni (dotychczas) wielcy zawodnicy? 4 lata temu w finale Mistrzostw Świata naprzeciw siebie stanęli Fabio Cannavaro i Thierry Henry. Jeszcze niedawno mieli okazję, żeby grać przeciwko sobie również w najlepszych klubach świata: Realu i Barcelonie. Teraz ten pierwszy zasilił Al-Ahli (to gdzieś na końcu świata), drugi promuje soccer, popijając napoje energetyczne w Red Bull New York.
Co kieruje takimi zawodnikami? Gra na poziomie? Raczej nie ma co na to liczyć. Za mało kasy mają? W to akurat ciężko uwierzyć. Piłkarską emeryturę można godnie przeżyć na 2 sposoby: albo iść do klubu, który nadal gra "o coś" (tak jak np. Gattuso zmierzający do Olimpiakosu), albo wrócić do domu, do macierzystego zespołu, który wypromował, odwdzięczyć się tym samym działaczom i kibicom. A zamiast tego wszystkiego mamy zwyczajne odcinanie kuponów.

Zupełnie inną drogą podąża natomiast Carles Puyol, symbol Barcelony. Niedawno wygrał Mistrzostwo Świata z Hiszpanią, pokazując że w przyszłym sezonie nadal będzie przydatny dla swojego klubu walczącego o status drużyny dominującej w Europie. Czy pójdzie w ślady Maldiniego i będzie grał do 41 roku życia? Na pewno jest na dobrej drodze do tego.
Podobnie jest z Alessandro del Piero - jeszcze w tym roku skończy 36 lat, a mimo to przygotowuje się do kolejnego sezonu w Juventusie. I wciąż nie przestaje zadziwiać techniką czy precyzją strzałów, zwłaszcza z rzutów wolnych. Od 17 lat gra w jednym i tym samym klubie. Można? Można.