sobota, 9 listopada 2013

Nie CHCE SIĘ ŻYĆ błaho


Do kina idę, jeśli jestem już bardzo zajarany jakimś filmem albo dla towarzystwa. W tym pierwszym przypadku potrafię po miliard razy obejrzeć wszystkie trailery, przeczytać zapowiedzi, odkryć niuanse, odświeżyć pokrewne filmy i nastawić się na arcydzieło, a potem z dumą potwierdzić jakość lub zawieść poziomem. Natomiast kiedy realizuję ten drugi scenariusz, to często nawet nie przeczytam opisu. No i mam za swoje - dawno nic tak mi nie przypieprzyło z zaskoczenia i nie zmusiło do ogarnięcia swojego życia.


Koniec. Napisy. Wyświetlało się hasło "Chce się żyć", które jakby kpiło z widowni. Gapiłem się w ekran, próbując zrozumieć, co się tak naprawdę tu wydarzyło. Wzrok powoli zaczął rozchodzić się boki... a tu ludzie wychodzili jak gdyby nigdy nic (!). Na szczęście byłem chyba z odpowiednią osobą na seansie - jedynie my zostaliśmy na swoich miejscach. (Nie)Poruszeni.

Po obejrzeniu "Chce się żyć" nadal jeszcze nie zdecydowałem, czy bardziej chce mi się żyć, czy nie. Smutek przesączający się przez całe ciało kazał myśleć, że na pewno kurewsko mocno nie chce mi się żyć błaho.

Po wyjściu z sali kinowej do centrum handlowego miałem przebłysk rodem z Matriksa. Znasz to uczucie? Kiedy wszystko wydaje się nieprawdziwe? Ludzie, sklepy, zapach jedzenia... Zaprogramowani na pośpiech i zakończenie dnia w konkretnym punkcie po zaliczeniu wszystkich checkpointów. Jakby zajrzeć za ścianę któregoś z tych sklepów, to pewnie okazałoby się, że jest tekturowa i za nią nie ma już nic. Jednak w tamtym momencie to wszystko było takie puste i nieważne. Przestałem grać w tę grę. Otworzyłem oczy tak jak tylko kilka razy w życiu...


Żyjemy (takim prawdziwym życiem) od jednego bodźca do drugiego. Doceniamy ludzi, dopiero kiedy ich tracimy. Bardziej wartościujemy rzeczy, których już/jeszcze nie mamy. Nie skupiamy się, do kurwy nędzy, na tym, co mamy w tym momencie, teraz. Że jesteśmy (w miarę) zdrowi, (w miarę) mądrzy i mamy morze możliwości, które zależą tylko od tego, jak sami kopniemy się w dupę. Każdy taki bodziec jak "Chce się żyć" wyrywa nas z tego śmiesznego pośpiechu za rzeczami, których nie potrzebujemy i zwraca uwagę na coś więcej...

Nie zdradzę ani grama fabuły ani tego, co się kryje za nią i za zachowaniem bohaterów. Zostawię tę przyjemność Wam, kiedy już wybierzecie się do kina. Bo jeśli chodzicie tam raz na miesiąc czy dwa, to właśnie na ten film należałoby kupić bilety. Ta inwestycja zwróci w formie lepszej egzystencji wartej nie 20 złotych a co najmniej 20 milionów złotych.

Polecam. Wzruszam się. Doceniam. Dobrze jest.

18 komentarzy:

  1. pawelsieczkiewicz9 listopada 2013 18:22

    dobry tekst!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Paweł! Film już widziałeś?

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta Kompińska9 listopada 2013 19:08

    no nareszcie tekst! dodałeś kolejny argument, żebym w końcu poszła na ten film :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marta, w najbliższym czasie (i oby w tym dalszym także, daj borze) dam więcej powodów do odwiedzania tej strony, stay tuned!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciut we wpisie brakuje mi jednego.
    Tak, fajnie jest zauwazyc "bodziec(?)", ale nie jest sztuka zadowolisc sie tymi kilkoma przeblysami, bodzcami.
    Sztuka jest sprawic, aby widziec je caly czas a nie tylko zauwazac od czasu do czasu :)


    Peace!

    OdpowiedzUsuń
  6. Łukasz, masz 100% racji :)
    To, o czym mówisz, to w pełni świadome życie, do którego czasem dochodzi się naprawdę długo. Większości ludzi przydarzają się jedynie te bodźce właśnie, a i one nie zawsze w prawidłowy sposób działają.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję! Tak czułam, że warto będzie go zobaczyć.
    Poza praktycznym aspektem, pięknie napisany tekst.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja cały czas zastanawiam się nad tym filmem. Widziałam zapowiedź i jakoś nie mogę się przekonać. Bo o ile Twój tekst jest świetny i zachęca… o tyle ja sama już dawno doszłam do wniosku, że bez sensu jest pędzić i żyć przeszłością lub przyszłością…

    OdpowiedzUsuń
  9. Chica, rozwiń, proszę, tę ostatnią myśl, bo nie rozumiem, co ona ma wspólnego z filmem..?

    OdpowiedzUsuń
  10. Heh… bo napisałeś, że miałeś takie przemyślenia po filmie, że żyjemy od bodźca do bodźca… a warto by skupiać się na tym, co mamy teraz… No i ja już dawno doszłam do takich wniosków, jeszcze przed obejrzeniem tego filmu :-)
    (nie wiem czy dobrze wytłumaczyłam ;-) )

    OdpowiedzUsuń
  11. Jasne, teraz lepiej :)
    Ostatnio nad tym myślałem i chyba nikt (albo prawie nikt) na świecie nie ma dość takich bodźców. No ale może jesteś prawie tym nikim... ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiesz… nie pasuje mi stwierdzenie, że jestem nikim… ale cóż…sytuacja mnie zmusza ;-)
    Ja lubię cieszyć się tym, co mam w danej chwili. Teraźniejszość to jedyny czas jaki mamy :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ej, oglądasz 'Warshaw Shore' a 'Chce się żyć' nie obejrzysz? :D Kamą!

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie przesadzaj z tym "oglądasz" - obejrzałam JEDEN odcinek, bo był w domu wciśnięty Diabłowi przez kolegów z pracy. "Chce się żyć" jeszcze do mojego domu nie dotarło, a wyjścia do kina odmawiam. No chyba, że mnie ktoś zaprosi i zapłaci ;-P

    OdpowiedzUsuń
  15. podaj numer konta. zapłacę Ci za bilet, jeśli od tego zależy, czy pójdziesz na ten film, czy nie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie, no Boomer, bez przesady z tym, ale dziękuję :-* To słodkie! :-)

    OdpowiedzUsuń