sobota, 5 kwietnia 2014

Katharsis


Jest coś oczyszczającego w tym deszczu. Zarzucasz kaptur na głowę, idziesz przed siebie.

Kurtka powoli nasiąka wodą, gdy mijasz kolejne ulice, przecznice, porzucone samochody i odgłosy okradanych w alejce "porządnych" ludzi. Woda skapuje niżej, docierając nawet do schowanego w tylnej kieszeni noża i butów, które spotkały już zbyt wiele twarzy.

Zarzucasz kaptur na głowę. To jest łatwiejsze niż myślałeś, kiedy nie masz niczego do stracenia. Sprawę ułatwia fakt, że gość jest o głowę niższy od ciebie. Nie masz pojęcia, dlaczego wybrała jego, ale jak dostanie wpierdol, to już nie będzie taki fajny. Po raz ostatni biłeś się w podstawówce, ale ostatnie miesiące na siłce robią swoje. Najpierw nie daje rady łuk brwiowy, potem pęka nos. Gość pękł już dawno. Sprawiedliwość wymierzona.

Mało kto działa ci na nerwy tak jak ta stara raszpla. Ile razy próbowałeś coś załatwić, za każdym razem cię udupiała. Bez powodu. Piątek, wtorek, poniedziałek, niezależnie od dnia zderzałeś się z jej parszywym, oziębłym nastawieniem. Jest perfidną górą lodową dla twojego titanica i zatapiała go, ilekroć na czymś ci zależało. Godzina 16.00, punktualnie wychodzi do domu i zmierza długim chodnikiem do metra. Jesteś 20 kroków za nią, ale zaczynasz mocniej nadrabiać dystans, kiedy widzisz, że z naprzeciwka bardzo szybko zbliża się kurier na rowerze. Ścieżki rowerowe są tak niebezpieczne w dzisiejszych czasach...

Mijasz kolejnych ludzi. Czasem idziesz prosto na czołowe zderzenie i prosisz w myślach, żeby przyczepili się do ciebie o zbyt długie gapienie się prosto w oczy. Przez chwilę jeszcze odpływasz gdzieś, gdy do nozdrzy dociera ten zapach tuż po deszczu... Jest tak łatwy do przewidzenia, ale za każdym razem równie odświeżający. Widzisz, że tam z przodu coś się dzieje, wyczuwasz to jakbyś zobaczył czarnego kota w matriksie. Zarzucasz kaptur na głowę. Tajna misja stróżów prawa przeradza się w szamotaninę i zapasy na betonie. Zawartość tylnej kieszeni spodni zaczyna palić, zaciskasz palce na rękojeści... Kierujesz się prosto na nich. 

Zarzucasz kaptur na głowę, kilka razy w ciągu dnia. Każdego dnia, miesiąca, rok w rok. Katharsis, które stało się pułapką. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz