sobota, 21 czerwca 2014

Śmiała nieśmiałość


Nigdy nie miał super ogarniętych skillsów społecznościowych. W piaskownicy jego babki nigdy nie były najbardziej kształtne, a na huśtawce nie bujał się najwyżej. Nie stanowił centrum, wokół którego zbierali się fajni ludzie w szkole na przerwach. Nie brylował na imprezach (jeśli w ogóle był na nie zapraszany). Podchody do dziewczyn przypominały plan inwazji na inną planetę i trwały miesiące lub lata, a kończyły się najczęściej strzałem do własnej bramki, gdy się odezwał. Młody, nieśmiały człowiek, który wtaczał swój głaz pod górę. Wciąż się wywalał. I wciąż próbował.

Pij tę śmiałość!
"Teraz jest zupełnie inaczej" - chciałoby się napisać. Ale nieśmiałości nie udało mu się pozbyć tak, jak nie można wyjść z alkoholizmu i na powrót być normalnym, pijącym od imprezy do imprezy człowiekiem. Z drugiej strony natura dała mu buntowniczy charakter, który ciągle stara się tę nieśmiałość przezwyciężać. No i tak sobie żyją razem wszyscy w tym jednym ciele już ponad ćwierć wieku. I kiedy tam już ciało się chowa i stwierdza "weź bądź cicho, zniknij i w ogóle", coś innego wewnątrz, taki mały diabełek podpowiada, żeby się przełamać. No i on podpisuje za każdym razem ten cyrograf...

Ryzykuje życie, prosząc dziewczyny do tańca
Pamięta pierwszy raz, kiedy ten wewnętrzny diabeł namówił go do czegoś. I mimo że trochę się wahał, to skradł całusa najładniejszej dziewczynie w przedszkolu. Kilkanaście lat później wciąż bał się jak cholera, ale i tak poprosił urodziwą koleżankę z innej klasy o zatańczenie razem poloneza na studniówce. Idąc przez korytarz, czuł w brzuchu taki ścisk, że wszystkie motyle z pewnością wtedy zdechły. A 5 minut później zawał serca powstrzymywała jedynie myśl, że przecież musi do tej studniówki dożyć... zgodziła się! 

Tak, słyszał głosy. Te same nakłaniały go później, aby dać tej dziewczynie własnoręcznie wykonaną walentynkę czy zaprosić do kina. Kolejne podpisane cyrografy i kolejne zawały serca. Takie życie na krawędzi małolata.

Nieśmiałość największym darem
Tysiące przełamań później, jego cyrografy niosą ze sobą coraz większy poziom skomplikowania. Czasem jest to kwestia powiedzenia kelnerowi w restauracji, że to danie to jednak zjebali, nie smakowało mu w ogóle i żąda zwrotu pieniędzy. Czasem wychodzi przed setkę osób, zastanawiając się, co i po co będzie im mówił. Czasem znów przewraca mu się wszystko w żołądku, kiedy podchodzi do zupełnie obcej kobiety na ulicy. Czasem komunikuje wprost dziewczynom, że chce się z nimi pieprzyć. Znajduje wciąż nowe rzeczy, których się boi zrobić. Kiedy wreszcie je robi, złamana na chwilę nieśmiałość sprawia, że mocniej czuje życie.



Grafika: Jennifer

3 komentarze:

  1. Fajnie. Przywracasz mi wiarę, że fajnie jest się przełamywać i czuć z tego satysfakcję, i wielokrotnie "umierać" tak, jak to ująłeś :d

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda! Warto umierać, aby w pełni żyć :)

    OdpowiedzUsuń