wtorek, 2 września 2014

Jak zmusić ludzi do kupowania płyt?

Autor: Acid Pix
...jeśli przystawienie broni do głowy odpada? No cóż, nie pozostaje zbyt wiele opcji. Raperzy otwierają coraz to nowe firmy odzieżowe, bo oni już skumali, że koszulek (w przeciwieństwie do muzy) z sieci się nie da ściągnąć. Słuchacz czasem waha się, czy dany krążek kupić, a decydują szczegóły. Daj mu coś więcej niż samą muzykę i ładnie wykonaną książeczkę. Daj mu gadżety.



Tło muzyczne do tekstu: O.S.T.R. - Śpij spokojnie    


I znów na myśl przychodzą mi płyty raperów. Nie poradzę jednak nic na to, że to właśnie hip hopowi twórcy dostrzegli potrzebę ubrania fizycznych wydań albumów w atrakcyjną formę. Ostatnim przypadkiem jest Wilk Chodnikowy Bisza - słyszeliście, żeby ktoś dodał do płyty książeczkę z wierszami?! Dla tych, którzy kupili album rapera z Bydgoszczy, jest to unikalna wartość dodana. Zabrakło mi tylko ciekawszego opakowania, bardziej stylizowanego na tomik poezji, ale może Bisz przeczyta to i do następnej płyty takowy dołączy.


STREETWORKERZ - Streetart; fot. Forin
    Są też wydania wykraczające znacznie poza zawartość płyta-okładka-książeczka. W takich projektach przoduje Forin. Jestem szczęśliwym posiadaczem limitowanej edycji tajemniczej puszki po farbie, w której oprócz płyty STREETWORKERZ znajdowała się rękawiczka, końcówka do sprayu, napój energetyczny oraz wlepki - to esencja idei Streetart'u, do której odwoływał się duet Zaginiony-Nieuk. W swoim dorobku Forin ma także płytę-pizzę. Zespołu nie znam, ich muzyki nigdy nie słyszałem, ale patrząc od strony wizualnej, to aż chciałbym taki album mieć w swojej kolekcji - pudełko jak od pizzy, w środku sosy, sztućce i tracklista wyglądająca jak ulotka z menu! Unikalnymi okładkami i wnętrzami mogą także pochwalić się Grand AgentW.E.N.A. oraz Pariasy - nie wiem, jak się sprzedawały, ale ich projekty utkwiły na długo w głowach fanów i były świetnym uzupełnieniem warstwy muzycznej stworzonej przez artystów. 

Innym wspaniałym wydawnictwem było pudełko O.S.T.R.'a w ramach płyty Tylko Dla Dorosłych. Muzycznie - koncept album, opowiadający historię złodzieja, Nikodema. Fizycznie - w pudełku oprócz płyty znajdował się komiks oraz "przedmiot kradzieży": druga płyta (!) stylizowana na zwykłą, nagraną CD-R, których kiedyś pełno było na bazarach. Co ciekawe, ten drugi krążek zawierał kilkanaście nowych kawałków Ostrego, więc była to nie lada gratka dla fanów. Piękna rzecz, warto zapoznać się z całą, rozbudowaną strategią związaną z tym wydaniem. O.S.T.R. przoduje w takich wydaniach, choć warto pamiętać, że nic nie uratuje słabej płyty - do Jazz, Dwa, Trzy była podobno dołączona gra planszowa i druga płyta z zarapowanymi regułami tejże, lecz... nie widziałem nigdy tego na oczy, bo zupełnie nie zachęciła mnie warstwa muzyczna właściwego krążka.
Jednak powyższe płyty to tylko przykłady, nie trzeba od razu tworzyć tak skomplikowanych i dopieszczonych projektów. Laptop i nowy ipod do każdej płyty? Niekoniecznie. Wystarczą małe akcenty - dedykowana kostka gitarowa, bon zniżkowy na koncert w konkretnym mieście... A jeśli jest to już kapela całkiem znana i lubiana, to rozwiązaniem może być dodany film z pytaniem konkursowym dla fanów, a nagrodą dla kilku osób spotkanie oko w oko z zespołem przed koncertem.


Jak inaczej przycisnąć fanów do kupna płyty? A choćby poprzez wyprodukowanie określonej liczby albumów, zależnej od wyników przedsprzedaży. Na taki eksperyment pozwolił sobie Pezet z Muzyką Emocjonalną, tworząc nakład 5000 płyt, które do kupienia były tylko przez internet. Udało się sprzedać wszystko, i to całkiem szybko, a dziś płyta dostępna jest na allegro po cenie z 2-3-krotnym przebiciem. Zawsze można też wyprodukować tylko tyle, za ile zapłacą fani w przedsprzedaży. Wtedy dochodzi oczywiście wysyłka i jej koszty, a liczyć się trzeba też z zapytaniami ludzi, którzy będą chcieli kupić album później, i ich pretensjami, kiedy się dowiedzą, że dotłaczanie nie jest przewidziane (chyba że jest to tzw. nielegal i artysta może sam dotłaczać kolejne egzemplarze). Jest to całkiem ciekawy ruch, bo informacja, że płyta dostępna jest tylko w określonym czasie, dla wielu fanów będzie bodźcem do kupna i nie odłożą tej decyzji na później. A wiemy, jak to jest: im dłużej coś odkładamy, tym bardziej prawdopodobne, że nie zrobimy tego wcale. I ściągniemy sobie tylko empetrójki.

Sekaku - Zła Karma, fot. Forin
To nie jest tak, że to tylko w Polsce ludzie to takie piraty są, a zagranicą wszyscy kupują oryginały. Papa Roach swoją ostatnią płytę The Connection sprzedali w pierwszym tygodniu na poziomie 22 tys. egzemplarzy. Trend sprzedażowy jest malejący, jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki pierwszego tygodnia poprzednich krążków: The Metamorphosis (2009) - 44 tys., The Paramour Sessions (2006) - 37 tys. i Getting Away With Murder (2004) - 52 tys. Ba, żeby daleko nie szukać, możemy zerknąć na polskie podwórko - płyta Liroya, Alboom wydana w 1995 roku sprzedała się w 500 tys. egzemplarzy! A dziś wszyscy celebrują "złote płyty" za opchniętych 15 tysięcy krążków...

Ludzie przestają kupować płyty, skoro mogą je mieć za darmo w sieci. Te marne tysiące, które schodzą w Polsce i na świecie, to najczęściej wyraz szacunku fanów dla artystów. Ci natomiast powinni też na ten szacunek pracować, wypuszczając super dopracowane płyty pod każdym kątem. Zawartość krążka jest z tego wszystkiego najważniejsza, ale dlaczego nie dać fanom jeszcze większego powodu do zadowolenia i dumy z posiadania wyjątkowo wydanej płyty? Poza tym, dla tych mniej znanych zespołów to marketing szeptany wynikający z takiego rozwiązania jest wymarzoną opcją.

Zauważyliście, że do tej pory nie pokazałem twardych dowodów na lepszą sprzedaż płyt ze specjalnymi dodatkami? Pewnie dlatego, że takich nie ma. A jakby spojrzeć na OLIS, to z płyt w czołówce większość to pewnie standardowy zestaw krążek-książeczka_z_podziękowaniami. Nie liczcie więc, drodzy muzycy, że samo dodanie gadżetu lub niestandardowe opakowanie zwiększą wam sprzedaż o 50-100%. Na pewno nie zaszkodzi, większość ludzi to doceni, może w kilku recenzjach posypią się dodatkowe propsy, a niektórych wcześniej niezdecydowanych dodatkowa niespodzianka przekona do zakupu. Natomiast nigdy nie będzie to zasadą. 

Jest tylko jeden skuteczny sposób, że zmusić ludzi do kupowania płyt - zabrać im internet.

7 komentarzy:

  1. Kiedyś kupowałem płyty, przeważnie wszystkie nowości, które mnie w jakiś sposób interesowały, ale niestety dla przeciętnego człowieka jest to strasznie drogie, a zwłaszcza jeśli nie poprzestaje się na jednym krążku (płyty od 40 złoty w górę....). Osobiście wybrałem alternatywę w postaci Spotify Premium, czyli i artysta z tego ma jakąś korzyść, a ja mam czyste sumienie, że nie okradam artystów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym miał ją w kolekcji, to trzymałbym jak najdalej od Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja obecnie też korzystam z Deezera, natomiast co w momencie kiedy np. ten abonament z jakiejś przyczyny się skończy? Wtedy pozostają tylko "twarde" źródła muzyki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tam, Spotify ma się dobrze i to nawet bardzo, a miesięcznie wyskrobać 20 złotych na muzykę to nie jest tak dużo, zwłaszcza, że są tam wszystkie najnowsze tytuły, za które w empiku zabuliłbyś z 60 zeta ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. W obliczu Spotify nie widzę żadnej potrzeby kupowania płyt, nawet gdyby wyglądały jak pizza. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Przemek, nie widzą tego sensu również artyści - część z nich zwyczajnie przestaje wydawać swoją muzykę fizycznie, zostają jedynie przy digitalu.

    OdpowiedzUsuń