niedziela, 20 maja 2012

Najlepszy (męski) projekt studencki

Miałem dopisać jeszcze, że w Warszawie, ale zaryzykuję stwierdzenie, że w całej Polsce. Dlaczego? Bo mamy do czynienia z bardzo "ogarniętą" uczelnią, wszystko wygląda profesjonalnie, warsztatów jest mnóstwo, a do kwestii organizacyjnych nie można się przyczepić. Men's Week - tak to się nazywa. Byłem drugi raz. I za rok znów się pojawię.

Zacznijmy od tego, że nie byłem na wszystkich warsztatach, gdyż sprowadzałoby się to do siedzenia bitych 4 dni na SGH-u. W dodatku część z nich pokrywała się godzinowo, więc byłoby to fizyczną niemożliwością. Opiszę Wam te, na których się pojawiłem, uzupełniając o to, co pamiętam z zeszłego roku i powinna się wyłonić Wam wtedy wizja całego przedsięwzięcia. 

A wizja jest prosta jak budowa cepa - zrobić coś dla facetów. I mam tu na myśli coś więcej niż przynieść piwo albo zabrać do baru ze striptizem. Men's Week idzie właśnie w drugą stronę - pozwala dotknąć rzeczy, o których się dotąd nie miało pojęcia. Samorozwój - to pierwsze słowo, które ciśnie się na usta, kiedy myślę o tym projekcie. Przesłanie najprostsze z możliwych: "Nie robiłeś tego nigdy? Chodź i spróbuj!" Tematyka rozmaita - od zajęć typowo męskich (poker, gokarty) aż po aktywności nie do końca wśród mężczyzn popularne, aczkolwiek w życiu przydatne (taniec, savoir vivre, gotowanie). Wszystkie wymagały rejestracji i uzasadnienia, dlaczego miałoby się zostać wybranym. Kiedy przyszły mi na maila potwierdzenia całych pięciu warsztatów, które sobie wybrałem, wiedziałem już, że będzie to dobry tydzień.

Zaczęło się od warsztatów mowy ciała, na których miła pani objaśniła, co i jak warto / nie warto robić, sprzedając kilka cennych wskazówek. Niby człowiek już wiedział trochę o tych postawach otwartych i zamkniętych, ale udało się to utrwalić czy uzupełnić o jakieś smaczki. Chwilę potem, prawdziwa petarda - warsztat relacji damsko-męskich. Nie, nie warsztat podrywu (choć obecni tam trenerzy mogliby i taki poprowadzić pewnie). Przez półtorej godziny dwóch młodych gości przekazało mnóstwo pozytywnej energii, odrobinę wiedzy tajemnej i kilka prostych sposobów na motywację do robienia rzeczy małych i dużych. Było też oczywiście o kobietach, w końcu to Men's Week, nie? :)

Trenerzy to w ogóle mocna strona męskiego projektu. Kolejny warsztat tego dnia prowadził Joseph Seeletso, "Józek". Podobno dość znany, pokazuje się w TVN-ie. Nie powiem, czy tak jest w istocie, bo nie oglądam, ale na pewno Józek jest osobowością, prawdziwym artystą w kuchni. Po warsztatach kulinarnych, które poprowadził, zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy: a) jak niewiele wiem o gotowaniu czegokolwiek oraz b) zaskakująco ciekawy smak można osiągnąć przy pozornie bardzo dziwnych połączeniach składników. Tak, "zaskakująco" to dobre słowo określające te zajęcia praktyczne. Człowiek mobilizuje się do zaskakiwania potem w kuchni innych.

W czwartek o zbrodniczej godzinie, 8.00 RANO zajęcia miała inna, znana z TVN-u osoba (hmm, jakiś klucz doboru?), a mianowicie Maciek "Gleba" Florek, zwycięzca I edycji You Can Dance. Urban Dance to była rzecz zupełnie nowa jak dla mnie, bo wplatające w taniec yogę, partnerowania itd. ale w imię samorozwoju wybrałem się i nie żałowałem. No może oprócz tej godziny. 8.00. Ósma zero zero. Błagam, nigdy więcej tak wcześnie tak wykańczających warsztatów tanecznych, człowiek potem nie żyje... W piątek - na szczęście - zajęcia odbywały się o cywilizowanej 9.50 i szczerze sądziłem, że zainteresowanie będzie spore, a nie tylko umiarkowane. W końcu warsztaty teatralne, ćwiczenie improwizacji, kreatywności, intuicji - nikt nie ma ich w nadmiarze. W dodatku prowadzący, Kuba Snochowski okazał się bardzo otwartą, nieszablonową osobą. W ciągu trzech godzin zrobiliśmy całkiem sporo z zapowiedzianych tematów, było również dużo śmiechu. Po wszystkim miałem wrażenie, że wyssało to całą moją kreatywność, tak było angażujące. Kto wie, może kolejna zajawka gdzieś się czai właśnie w teatrze improwizowanym? Polecam - świetna sprawa.

Te wszystkie warsztaty to tylko moje doświadczenia, pełną rozpiskę tego, co można było robić między 15 a 18 maja, możecie sprawdzić sobie tutaj. A w zeszłym roku było niemniej ciekawie, bo wtedy dzięki Men's Weekowi obczaiłem m.in. jak wykonuje się skrecze czy jak ciekawą i wyczerpującą sztuką walki jest MMA... Taaak, co roku przygotowują tam prawdziwy arsenał wrażeń, uzupełniając to jeszcze o pokazy (np. barmańskie, sztuk walki czy taneczne) oraz wieczorne imprezy (w tym roku były: maraton filmowy i silent disco!). Bardzo dobrze jest również od strony organizacyjnej, począwszy od samych zapisów, kontaktu z organizatorami aż po ciekawe ramy każdego warsztatu, ich punktualność, mnogość. No i coraz lepsi trenerzy, coraz ciekawsze, bardziej różnorodne zajęcia praktyczne. Hmm, zaczyna to chyba wyglądać jak tekst sponsorowany, więc już kończę z tymi pochwałami. Po prostu - jeden z najciekawszych projektów studenckich, jakie odbywają się w Warszawie, obserwujcie informacje o kolejnych edycjach!

Dobra, jest jeden minus tego całego Men's Weeku: NIE ROZDAJĄ KOSZULEK ZA DARMO! CHCĘ KOSZULKĘ! #żebrobloger

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz