niedziela, 3 marca 2013

Pozwolenie na chujowe posty


Znacie mnie - żaden ze mnie hejter. No dobra, może nie wszyscy znacie, ale i tak daleko mi do jeżdżenia po innych, żeby podczepić się pod ich blask i chwałę. To nie będzie tekst w stylu "opluję kogoś większego, to się reszta zaciekawi". Raczej pokażę, że większy też może sprawę spierdzielić.

Gorzej niż dostać wpierdziel od tłumu wkurzonych Legionistów
Sprowokowała mnie do tego posta Segritta, u której już tytuł tekstu "Wiosna idzie" zapalił w głowie lampkę oczywistych oczywistości, które przerabiamy jako pierwszy temat, kiedy nie ma o czym rozmawiać z sąsiadką w windzie. Rzeczywistość i sam post okazały się jednak jeszcze gorsze. Otóż, powstały: 2 linijki o wiośnie, 3 linijki o trwającym remoncie i 2 linijki o ekipie dopracowującej design bloga. Plus kilka fotek. Wyglądał na 5 minut roboty (nie remont, tylko wpis). Przyzwyczajony do wysokiej jakości tekstów i przemyśleń Seg (w końcu polecałem Ją w share week'u), dostałem tym wpisem jak obuchem w łeb (bolało bardziej niż jakbym dostał takim prawdziwym od kibiców Legii wkurwionych wczoraj jak sto pięćdziesiąt po meczu z GKS-em). Wpisem, który nadawałby się bardziej na zapychanie facebooka.

Pogłębiać i eksplorować głupotę followersów
Potem zerknąłem jeszcze na kilka dużych blogów pewnych_znanych_blogerów (zwłaszcza piszących w tematyce lifestyle'owej) i tam też trafiły się podobne (choć już nie tak bezczelnie oczywiste) posty-zapychacze. Okazało się, że chęć regularnego pisania czasami zupełnie przesłania autorom fakt beznadziejności ich wpisów. Wiadomo, że nie każdy tekst musi rozwalać nasz mózg na drobne atomy swoją odkrywczością, lecz dobrze by bylo unikać tych, które są zbiorem nic nie znaczącej sekwencji przyciśnięć na klawiaturze. W tej czarnej dupie jest jednak światełko w tunelu. Jeśli nawet pod tak tragicznym wpisem pojawiają się komentarze, to jest to już wyznacznik dla blogera (i potencjalnie zainteresowanego reklamodawcy), że zbudował sobie swoją trzódkę i może paść czytelników niczym nie do końca świadome owieczki. Tym różni się bloger od blogiera (czyt. plebsu).

Jesteś tak dobry, jak Twój ostatni tekst, utwór lub partner
Blogosfera nie różni się tu zbytnio od branży muzycznej, gdzie na porządku dziennym jest jechanie przez muzyków na sławie swoich największych dzieł. Jednak nawet oni w którymś momencie przeginają pałę i kolejną płytą pogrążają się, popadając w niełaskę słuchaczy (poza tymi największymi fanami, którzy wzięliby z połykiem wszystko). Każdy piszący na swoim skrawku internetu powinien mieć 24/7 świadomość tego mechanizmu: najpierw sumiennie pracuje się na zdolność kredytową, potem ten kredyt zaufania od czytelników dostaje. I co prawda roztrwonić go nie łatwo, ale dziś na miejsce jednego samozwańczego mistrza pióra przypada kilku śmiałków już biegnących mu na plecach, więc jeśli się potkniesz, to reszta równie dobrze może Cię zadeptać i swoje pięć minut spędzisz w samotności. Internet jest okrutny, więc my też tacy bądźmy w stosunku do swoich ostatnich dzieł.

5 komentarzy:

  1. lol, tak samo wiele Twoich tekstow to oczywiste oczywistosci co parokrotnie pisalem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A zdjęcie skąd pan wziął, hę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygrzebane z czeluści internetu. A jest jakiś problem?

      Usuń
  3. Oupsss...dałeś mi do myślenia:):)Jest w tym dużo prawdy ,ale niestety każdy ma swój lepszy i gorszy dzień.Ponadto najlepszym krytykiem są właśnie nasi czytelnicy,i niestety czasem to dopiero im udaje się wyłapać te nasze wpadki .Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń