4:34, środek nocy. Mróz powoli przedziera się przez warstwy ubrania, podczas gdy ja szukam drogi wśród zimowego labiryntu osiedlowego. Pustka na ulicach, niebo przybiera dziwny, postapokaliptyczny kolor. W słuchawkach mroczne podszepty Blindead. Czuję, że jestem sekundy od momentu, gdy ten cały firmament zwali mi się na głowę. Idę przed siebie. To mój własny koniec świata.
Jest taka scena w filmie Memento, kiedy główny bohater mówi: "Muszę wierzyć w świat istniejący poza moim umysłem. Muszę wierzyć, że świat nie znika, gdy zamykam oczy". Leonard desperacko pragnie być częścią normalnego świata. My natomiast w najtrudniejszym dla siebie momencie, kiedy cały świat wali się w powałach, najchętniej wcisnęlibyśmy pauzę i udawali, że nie ma jutra, nie ma konsekwencji. Znasz ten moment, sekundy przed końcem twojego świata, kiedy nie chcesz przeżywać kolejnego dnia? Znasz, miałeś to nieraz: przy zerwaniu z partnerem, śmierci bliskiej osoby, utracie pracy, ciężkiej chorobie lub innej bardzo nieprzyjemnej chwili.
Ale nie da się wtedy nacisnąć pauzy, a świat wciąż twardo zapieprza do przodu. Twojego prywatnego końca świata nie zobaczy tak na dobrą sprawę nikt oprócz ciebie, co oznacza samotną walkę z własnymi demonami. Przy której z kolei się poddasz? Na tym świecie znacznie mniej jest jednostek podejmujących wciaż nowe wyzwania, a za to całe mnóstwo tych, którzy wywalili się gdzieś po drodze i leżą z twarzami w błocie. Deptani przez kolejnych. To świat nieudaczników.
Boimy się życia bez czegoś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Boimy się konsekwencji naszych działań, zamiast wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Na bitwę ze światem najchętniej wychodzilibyśmy z całą kompanią braci za naszymi plecami, bo bez wsparcia czujemy się bezsilni.
Prawdziwy koniec świata byłby nam wybitnie na rękę, gdyż nie musielibyśmy żyć z jego konsekwencjami.
Ale nie da się wtedy nacisnąć pauzy, a świat wciąż twardo zapieprza do przodu. Twojego prywatnego końca świata nie zobaczy tak na dobrą sprawę nikt oprócz ciebie, co oznacza samotną walkę z własnymi demonami. Przy której z kolei się poddasz? Na tym świecie znacznie mniej jest jednostek podejmujących wciaż nowe wyzwania, a za to całe mnóstwo tych, którzy wywalili się gdzieś po drodze i leżą z twarzami w błocie. Deptani przez kolejnych. To świat nieudaczników.
Boimy się życia bez czegoś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Boimy się konsekwencji naszych działań, zamiast wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Na bitwę ze światem najchętniej wychodzilibyśmy z całą kompanią braci za naszymi plecami, bo bez wsparcia czujemy się bezsilni.
Prawdziwy koniec świata byłby nam wybitnie na rękę, gdyż nie musielibyśmy żyć z jego konsekwencjami.
'Constantine'. Muszę sobie przypomnieć ten film.
OdpowiedzUsuńPolecam Memento. Równie dobry, jak nie lepszy.
Usuń