piątek, 26 października 2012

Nie zejdę z drogi, którą obrałem

Pobudka o 6 rano. Przestawianie budzika o "jeszcze tylko 5 minut". Szybki prysznic, jeszcze szybsze śniadanie, do metra i do pracy. A w robocie jak zwykle - trochę sztucznych uśmiechów, zjebka od szefa, że coś jeszcze nie zostało zrobione, plotki i gadka-szmatka z kumplami. Nudna praca przy kompie, ale za to w wolnej chwili można posiedzieć na fejsie. I czekanie, byle już była 16.00. Żeby znów wracać metrem jak zapuszkowane śledzie. Wrócić do domu, zjeść obiad, otworzyć piwko i wyklinać, ile jeszcze dni do weekendu. Znasz to? Ja niestety nigdy nie będę miał okazji, dla mnie już nie ma ratunku.

Odchodzę w stronę zachodzącego słońca, pokazuję środkowy palec takiemu stylowi życia. Że romantyczne podejście, powiesz? No cóż, nie ma już odwrotu. Nigdy nie będę miał normalnej, stereotypowej pracy. Prawdopodobnie nigdy. Jestem na to zbyt uparty, zbyt zapatrzony w swoje ideały. Moja ślepa wiara w zajebistą pracę i piękne życie właśnie osiągnęła kolejny level.


Na pewno kojarzysz to uczucie niesamowitej oczywistości. Czujesz to całym sobą. Jesteś oświecony. Dzieje się tak, gdy np. jesteś całkowicie pewnym uczuć do drugiej osoby. Nie próbujesz tego zdusić, akceptujesz sytuację, jest to dla ciebie tak naturalne jak jedzenie lub oddychanie. Żyjesz tymi uczuciami. Wiele osób mówi na to "miłość". Podobną pewność można mieć w sobie w kontekście każdej sytuacji życiowej. Nawiedzi cię nagle i jedyne, co pozostaje ci zrobić, to przyjąć ją do akceptującej wiadomości. Z tym stanem świadomości się nie kłócisz. Po prostu wiesz, że tak trzeba. 
Mnie oświeciło wczoraj: nie zadowoli mnie tyranie jak 90% baranów, którzy nie potrafili się ustawić tak, żeby łączyć zarabianie pieniędzy z przyjemnością. To że oni są nieszczęśliwi w swojej pracy, to nie znaczy, że ja muszę podążać tym samym schematem. Teraz to zwyczajnie wiem: nie wytrzymam w robocie, która nie będzie skupiała się na moich zajawkach, nie będzie sprawiała mi dzikiej satysfakcji. To, co lekko zmroziło mnie, to zero-jedynkowość tej sytuacji. Albo będzie to praca marzeń, albo skończę na bezrobociu z jakimiś 2-3-miesięcznymi fuchami w najlepszym przypadku. Nie ma planu awaryjnego. Nie będzie stałej roboty, do której predysponują mnie skończone studia. Niet. Stawiam wszystko na jedną kartę i nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że może się nie udać. Uwielbiam tę chorą pewność, uwielbiam.

Krótka sonda. Ile osób w wieku 50-65 powie, że dla nich przesunięcie wieku emerytalnego nie ma znaczenia, bo na tyle uwielbiają swoją pracę, że mogliby to robić do końca życia? Znasz takich ludzi? Prędzej usłyszysz, że ci bardziej doświadczeni najchętniej już teraz poszliby na emeryturę. Nie kochają tego, co robią. Ludzi tuż przed emeryturą można zrozumieć, że będą trzymali się tej żmudnej, pewnej pracy - często mają na utrzymaniu całe rodziny. Dziwne natomiast jest to, że ta plaga sięga i mojego pokolenia, które już w tym momencie narzeka na swoją pracę! Niby za kilka lat będzie lepiej? Dojdzie kilka tysi więcej na miesiąc, ale też więcej odpowiedzialności i stresu. Wiem, że niektórzy muszą pracować, bo wynika to z ich sytuacji finansowej, ale oni nie robią niczego, żeby przybliżyć się do tych ciekawszych posad. Nie myślą w wolnym czasie o szukaniu na boku pracy docelowej, nie szkolą się dodatkowo w tym kierunku, nie pogłębiają wiedzy, która dałaby im szansę na zatrudnienie na wymarzonej posadzie. Dlaczego? Bo mają jeszcze czas, bo tu jest stabilna robota i zarobki, zresztą wcale nie jest taka najgorsza, czasem nawet pośmiać się można lub ponudzić, jak szef nie patrzy... WAKE THE FUCK UP. Tak łatwo przespać ten moment i obudzić się za 15-20 lat, kiedy klatka będzie tak mała, że ściskać i uwierać cię będzie z każdej strony. A inna, wymarzona, wielka i pozłacana będzie już tylko niedoścignionym marzeniem o lepszym życiu.

Pieprzę wasze niskie standardy, ja chcę od życia czegoś niesamowitego. Pracy, która będzie powodowała, że chce się wstawać z łóżka. Pracy, która nie będzie pracą. Utrzymywania się z zajawek. Nie odliczania dni do weekendu i lat do emerytury. Wiadomo, że wszyscy tak nie mogą. Nie mam o to do nich pretensji, w końcu te nudne zawody też ktoś musi wykonywać. Robią miejsce dla mnie.

3 komentarze:

  1. Podziwiam i zazdroszczę. Gdybym wiedział czego tak naprawdę chcę, może i ja mógłbym tak powiedzieć..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adam, odpowiedź z mojej strony jest wybitnie prosta: rób to co kochasz na 100% i próbuj nowych rzeczy, wciąż się rozwijaj. Takie działania jeszcze nikomu na złe nie wyszły, a wręcz przeciwnie - wielu ludzi dzięki temu osiągnęło sukces.

      Usuń
  2. Świetny tekst Maciek!

    Ja to zrozumiałem już parę lat temu, że niestety nie znajdę idealnej pracy dla siebie... i muszę ją sobie po prostu stworzyć ;)

    OdpowiedzUsuń