niedziela, 11 listopada 2012

Matchday, bloody hell!

Z czym kojarzy ci się weekend? Z imprezami? Porządkami? Powrotami do domu? Większość fanów piłki zakrzyknie jednogłośnie: MATCHDAY! W piątek praktycznie tylko myślę, żeby była już sobota, 13.40 lub w najgorszym razie 15:55. Włączam C+, leci intro ligowe z muzycznym podkładem Kasabian... Jestem w raju.
Chłonie się każdą sekundę: od wejścia transmisji i wstępu komentatorów aż do momentu, kiedy nie włączą reklam w przerwie lub po meczu. Przez to też szczerze nienawidzę przerw na reprezentacje. Wtedy z tą English Premier League trzeba rozstawać się na 2 tygodnie. Na szczęście dzisiaj wszystko w jak najlepszym porządku - przeokrutne szlagiery właściwie już tylko czekają, żeby zostać odpalonymi, a my - przypięci pasami - żeby pospadać z krzeseł.

English Premier League jest najlepszą ligą świata. To fakt. Niepodważalny. Tu wszystko jest dopieszczone do granic. To produkt kompletny. Ciężko sobie wyobrazić, żeby jeszcze w nim czegoś brakowało.

Komentatorzy. Tak jakoś się trafiło, że większość najlepszych komentatorów C+ jest przypisanych właśnie do ligi angielskiej. Superduet Twarowski-Nahorny przy co lepiej zapowiadających się meczach ostrzega o konieczności zapięcia pasów, świetnie jako komentator (jak i felietonista) rozwija się Przemek Rudzki... a jest jeszcze Marcin Rosłoń ze swoimi unikalnymi spostrzeżeniami, który jak nikt inny potrafi wytłumaczyć niuanse zachowań piłkarzy na boisku. Procentuje tutaj Jego doświadczenie jako zawodnika Legii. Czasem nawet jak mecz jest słaby, to można oglądać go dla samego sposobu komentowania go przez tych gości.

Powtórki i podsumowania. Otoczka. Highlightsy to, wydawałoby się, rzecz najmniej ważna. Ale to tylko się tak wydaje. W przerwie lub po meczu można zobaczyć potężny skrót i nadrobić wszystkie najciekawsze akcje, które nas ominęły - czemu tak nie ma w transmisjach z Ligue1 czy Primera Division? Statystykom towarzyszy wspomniane już we wstępie Kasabian - ilekroć tego nie słucham, nawet nie przy okazji meczu, to już mam ciarki! A same highlightsy też są świetne: bez komentarza, jedynie z odgłosami trybun. Słychać, jak stadion reaguje na boiskowe sytuacje. Kibice są tam bardzo żywiołowi, dlatego słychać to tak wspaniale na powtórkach i z przyjemnością ogląda się te sytuacje po raz kolejny i kolejny. Ja lubię się wtedy przyglądać, jak poszczególne sektory na stadionie reagują na akcje gospodarzy i gości. Detal, aczkolwiek cholernie przyjemny.



Właśnie, kibice. Bardzo licznie przychodzą na stadionie. Może nie jest to frekwencja na poziomie tej z Bundesligi, ale ciężko też zobaczyć puste miejsca na trybunach. Naturalnie nie brakuje tu skandalicznego zachowania, lecz stosunkowo rzadko mamy obrazki ścigania się po boisku z ochroniarzami, mimo że fani siedzą często tuż przy samej murawie, nie dzieli ich ogromny mur czy kraty. Najzwyczajniej nie opłaca się to kibicom przez wysokie kary. W ogóle, to piękne stadiony mają w tej Anglii. Są one specjalnie piłkarskie, a nie olimpijskie kolosy, jak np. większość tych włoskich.

Twitter i FPL. Fantasy Premier League to jedyna z tego typu zabaw tak łatwo dostępnych, prostych w obsłudze. Podobne dla ligi niemieckiej czy włoskiej są albo ciężkie do znalezienia, albo dyskredytuje je język. Siły twittera kibicom piłkarskim nie trzeba tłumaczyć - jest się zawsze na bieżąco. I znów Premier League wydaje się najbardziej zorganizowana pod tym kątem, zachęcając kibiców do ćwierkania ze specjalnymi hashtagami dla każdego meczu. Angielskie kluby mają też najwięcej "wyznawców" na tym portalu społecznościowym. Obstawiałbym, że Arsenal ma na twitterze tylu fanów, co wszystkie pozostałe kluby razem wzięte. Prawdopodobnie co drugi twój followers jest kibicem Kanonierów.

Sędziowie... wszędzie są dobrzy i do dupy.

Tempo i Grywalność. Takich emocji tak często nie ma nigdzie. Thrillerów w Premier League w każdym sezonie doświadczamy kilkunastu w stosunku do raptem kilku w pozostałych ligach. Wczorajsze 3:3 w spotkaniu Arsenalu z Fulham było tego najlepszym przykładem. A przecież w '94 minucie był jeszcze ten rzut karny... No i tempo w tych meczach - rzadko kiedy się nudzimy. Jest walka, sędziowie rzadziej przerywają grę, pozwalając piłkarzom grać i szurać tyłkami po murawie. To nie złudzenie, że zawodnicy w EPL biegają tak ze 3 razy szybciej niż w Polsce, to wręcz normalna rzecz! Akcje w morderczym tempie często przesuwają się spod jednej do drugiej bramki. Jak nigdzie indziej. Po prostu trzeba obejrzeć.

Poziom. Wyrównanie. To nie Primera Division, gdzie grają Real i Barcelona. W Bundeslidze też mistrzostwo jest najczęściej nieosiągalne dla kogoś prócz Bayernu i ostatnio Borussi. A jak już znajdzie się taka drużyna, to rok później już w tej walce nie bierze udziału. Serie A jest teraz słaba jak barszcz, uciekły z niej wszystkie gwiazdy, część do Ligue1. To właśnie francuska i - prędzej - niemiecka liga mogą w przyszłości zbliżyć się do EPL. Choć ten poziom wydaje się czasem nie do doścignięcia. Co roku do mistrzostwa chętnych jest kilku kandydatów, a walka w czubie tabeli wydaje się coraz bardziej zacięta. Kiedyś było top4, teraz mówi się nawet o top7. Przybywa coraz więcej zdolnych piłkarzy, którzy teraz lub w niedalekiej przyszłości będą jednymi z najlepszych na świecie. Szlagierów i ciekawych meczów jest mnóstwo, praktycznie w każdej kolejce. Tu wyrównane mecze wynikają nie ze słabości a siły dwóch konkurujących teamów.

Pora grania. Kiedyś mi przeszkadzało, że to tak w trakcie dnia, dostosowane pod rynki azjatyckie. Ale z minusa zrobił się plus - mecze można obejrzeć w ciągu dnia, do obiadu, nie trzeba na nie czekać aż do wieczora. Liga o tej porze nie ma większej konkurencji. A najlepsze spotkania we francuskiej i hiszpańskiej jak na złość pokrywają się w okolicach godz. 21.

Dobra, koniec tego pisania, bo zaraz najlepsza liga świata rusza z kolejnymi meczami. Przywiązuję się już solidnie do fotela i czekam aż do moich uszu dojdzie Fire, głosy komentatorów i szum tysięcy kibiców na stadionie. Kocham to.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz