wtorek, 8 stycznia 2013

To jeszcze selektywność informacji czy już ogłupienie?


Lubię Weszło. Naprawdę. Są świetną alternatywą dla reszty portali i pseudoznawców z telewizji mówiących o piłce. Wesoło płyną sobie pod prąd na łajbie złożonej z internetowych trolli, a zasilanej przez niezliczone ilości "poważnych" hejterów. Lubię nawet, kiedy Krzysiek Stanowski odchodzi od tematów piłkarskich, bo uchwyca tematy zazwyczaj niebanalnie i za jaja. Ale teraz czytam Jego tekst o powszechnyn ogłupieniu i ze wszystkim zgodzić się nie mogę. Bo i po co mi ta wiedza?

Czyżby ta głupota, o której Krzysiek się tak rozpisał, nie wynikała z naszej nieustannej potrzeby znania się na wszystkim? A nie jest tak...? My, eksperci od piłki, polityki, zdrowia, finansów i etyki. I każdego innego tematu wałkowanego w telewizji, a potem wśród znajomych czy - nie daj borze - na forach internetowych. 
Fajnie byłoby pamiętać każdą rzecz, którą kiedykolwiek przeczytaliśmy lub usłyszeliśmy. Jak ten gość w Limitless. Wykorzystywać w pełni potęgę umysłu. Wiedzieć wszystko.

Ale z drugiej strony... co da mi wiedza, kto rządzi Izraelem? Nic. Prawdopodobnie nie da też nic Stanowskiemu. Rozumiem zarzuty w stronę mediów za ogłupianie nas. Rozumiem też winę nas samych w procederze ogłupiania nas samych. Ale wcale nie to wydało mi się w tym tekście najważniejsze.

Krzyśka, wnioskując z tego, co napisał, uwiera fakt, iż nie zna ważnych faktów związanych np. z taką polityką na świecie. I wciska ten brak komfortu także pozostałym ludziom - w tym mi - zakładając, że nie jest sam w tym ogłupieniu. Ja jednak zadaję sobie sakramentalne pytanie: PO JKIEGO WAŁA MI TO WIEDZIEĆ? Co mi da samo nazwisko albo pięć? Ba, nawet jeśli będę dysponował ogromną wiedzą w tym temacie, to nie będę czuł się lepiej, bo... mi to nie jest potrzebne! Nie studiuję stosunków międzynarodowych, politologii czy innego szajsu, nie rozmawiam ze znajomymi na co dzień o ważkich wydarzeniach na świecie. Itepe itede.

Był taki moment w moim życiu, kiedy faktycznie interesowałem się ekonomią. Nawet polityczne wiadomości kiedyś śledziłem! Dopóki było to dla mnie ważne, to sprawdzałem, porównywałem źródła, poświęcałem temu swój czas. Zależało mi. Teraz moje zainteresowania dotyczą innych sfer i związane z nimi informacje z łatwością przyswajam. A z kolei nie odczuwam już potrzeby słuchania rzetelnych newsów o tym konflikcie na Bliskim Wschodzie czy tamtym kryzysem ekonomicznym. Tego rodzaju informacje szybko uciekają mi z głowy, gdyż już mnie to nie dotyka w takim stopniu jak kiedyś i nie wpływa bezpośrednio na moje życie.

Każdy ma w swoim życiu pasje, na które rozdziela swoją uwagę. Dysponuje ogromną wiedzą w konkretnych tematach, bo są dla niego ważne. Nie powiemy raczej, że Stanowski jest osobą, której umyka coś ze świata piłki nożnej. I dopóki będzie Go to interesowało, to będzie w tym temacie poinformowany w 100%. A niewiedza dotycząca polityki, muzyki czy piramid w Egipcie ma tę samą przyczynę - brak większej zajawki. Stan, też żałuję, że np. nie znam stolic wszystkich państw na świecie. A kiedyś przecież uczyłem się ich na pamięć! Ale wybrałem dla siebie inny kierunek w życiu.

Media zawsze będą nas karmić papką, tak jak część znajomych będzie nas karmić na fejsie zdjęciami kotków czy swoich nowonarodzonych dzieci. Mamy niby społeczny obowiązek znać te wszystkie niepotrzebne nam fakty dotyczące świata? Bo inaczej co: jesteśmy półgłówkami? Nie jesteśmy światowi? Nie rozwiążemy całej krzyżówki? Fuck it. Pozyskujmy tę wiedzę, na której nam zależy, nie zajmując się tą, której nie mamy i której nie wykorzystujemy.


8 komentarzy:

  1. Myślę, że nie do końca zrozumiałeś. Rzeczywiście może wiedza kto jest premierem Izraela nie przyda Ci się w życiu, ale czy nie uważasz, że jest to wiadomość ważniejsza od tej iż Żerard Depardiejewicz czy jak on tam się teraz zwie został nowym obywatelem Rosji? Stanowski ubolewa, że zamiast konkretu dostajesz pasztet i to najtańszy jaki leży na półce. Ktoś próbuje zagiąć rzeczywistość, bo myśli, że jak pokaże kilka idiotycznych "newsów" to ludzie będą myśleć: "o skoro pokazują takie głupoty tzn., że nic ważnego się nie wydarzyło". Ludzie łykają wszystko jak szaleni, bez żadnych oporów i chęci skonfrontowania jak jest naprawdę i czy ktoś nie robi ich w balona. Wiem, bo ostatnie dni w pracy odbierając centralę telefoniczną muszę tłumaczyć, że to co mówią w TV (o spadających cenach gazu) to nie jest do końca prawda, a w odpowiedzi słyszę: jak to przecież tak powiedzieli!
    Podsumowując: masz rację nie każda informacja jest nam potrzebna i należy odsiewać ziarno od plew, ale warto wiedzieć coś o otaczającym nas świecie żeby nie wyjść na ignorantów. Pozdrawiam!
    TomekChl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą częścią tekstu Stanowskiego nie sposób się nie zgodzić. Mniejsza już nawet o powody takiego doboru informacji w gazetach i TV.

      Natomiast na tym etapie świadomie nie śledzę wiadomości z Polski czy ze świata. Skupiam się na własnym życiu. W tym momencie wolę być ignorantem niż kimś, kto "wie trochę", skoro nie mam czasu i ochoty na zgłębianie tych rzeczy inaczej niż poprzez media.

      Usuń
  2. A ja myślę, że masz rację - ważniejsza aktualnie jest umiejętność korzystania ze źródeł, szybkiego znajdowania potrzebnych nam informacji i wyciągania wniosków.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też uważam, że nie do końca zrozumiałeś przekaz ;>
    Przynajmniej z mojego subiektywnego punktu widzenia (czy to też nie jest masło maślane jak "okres czasu"?). Bo też się polityką nie interesuję, ale kiedyś słuchając wiadomości coś mi się tam podprogowo wbijało do głowy. Podstawowa wiedza co kto gdzie. Teraz odkąd nie używam telewizora to z radiem jest jeszcze trudniej. I chodzi głównie o to, że utrwalają nam się informacje o winogronach za złoty czydzieści pięęęććć, a tych nazwisk W OGÓLE nie znamy. Bo nawet jak się nie interesujemy to jeśli powtórzyli by dziesięć razy to coś tam nam będzie grało, a tak - pustka. Winogrona za złoty czydzieści pięć

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież pisałem, że gryzę temat od trochę innej strony... czy Wy w ogóle nie czytacie ze zrozumieniem?
      Imho znajomość samych nazwisk jest bezsensowna. I to mój przekaz. Subiektywny. O.

      Usuń
  4. "Czytałem na blogu ciekawy tekst. Napisał go taki tam, Bamer, Bómer, Bóber, Bober, Bamer, Buumer, BIEBER czy coś takiego"- nie chciałbyś, żeby ludzie tak mówili o Tobie. Znajomość imion i nazwisk (opcjonalnie ksyw) to oznaka szacunku - ergo jest ważna ;)



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden szacunek ;) Znajomość imion/nazwisk/ksyw zależy od tego, jak dobry był tekst, jak ciekawy temat, ile uwagi do niego przyłożyliśmy. Jeśli czytamy/słuchamy czegoś, co nas kompletnie nie interesuje lub są to wiadomości szczątkowe, to pewnie i tak dobrze ich nie zapamiętamy. A jeśli nam zależy... no to już zupełnie co innego.

      Usuń
  5. Najwidoczniej mam wysokie stężenie hipsterstwa we krwi, bądź swoje podejście do świata wywodzę z trochę zamierzchłych czasów, gdy wiedza ogólna nie była passe, a pamiętanie nazwisk świadczyło o szacunku do drugiej osoby. Nawet jeżeli jakiś tekst był słaby, nadal warto szanować jego twórcę i zapamiętać jego nazwisko/ksywę. Ale to oczywiście tylko moje zdanie, którego nikomu nie narzucam ;)

    OdpowiedzUsuń