wtorek, 22 stycznia 2013

Jestem leniwym użytkownikiem internetu, czyli po co Tede do tych Stanów poleciał?

Jakże często wychodzi ze mnie leniwy użytkownik sieci. To te like'i tak nas rozleniwiły, wydaje nam się, że jedno kliknięcie załatwia wszystko i wyraża wszystko. A tak naprawdę nie wyraża nic. I w dzisiejszych czasach, żeby przyciągnąć naszą uwagę i wygenerować zaangażowanie przy okazji choćby konkursu lub kampanii reklamowej, trzeba zrobić naprawdę dużo.

Jestem leniem
Linki? Najlepiej te z obrazkiem, bo bez to już nie wyglądają tak atrakcyjnie i niewarte są naszych kliknięć. Filmy wrzucane na fejsa? Najlepiej jak są z youtube'a, bo z vimeo czy nie daj borze liściasty z wrzuty... nigdy. Może też dlatego, że youtube najsprawniej z nich wszystkich chodzi. Like tu, like tam... pod pieskiem, kotkiem, mądrą sentencją i zdjęciem znajomych z wakacji. Na komentarz dłuższy niż dwa słowa trzeba sobie już nieźle zasłużyć w polskim internecie.

Zastanawiam się, czy to facebook nas tak strasznie rozleniwił czy może było tak już wcześniej? (brrr, coraz ciężej z czasem przypomnieć sobie erę przedfacebookową). Swoje robi również coraz większy natłok informacji: mamy pootwierane dziesiątki zakładek, wiele mądrych rzeczy do przeczytania, wiele głupich do obejrzenia. A jak nie dostanę codziennie linka, to myślicie, że będę regularnie śledził jakiegoś (video)bloga? A w życiu... To też śmieszne, że obecnie w kontekście najlepszej godziny do publikacji wpisów nie jest kwestią, kiedy wrzucisz tekst na swojego bloga, a kiedy podlinkujesz go na fejsie.

"Jest konkurs! Wystarczy, że polubisz ten post i udostępnisz go na swoim wallu"
W sumie nic dziwnego, że wiele konkursów sprowadza się właśnie do takiej formuły. Wymaga to od ludzi minimalnego zaangażowania, zamykającego się w trzech kliknięciach. Zwiększa to szansę, że dużo osób weźmie udział.
Jako przykład przerażającego lenistwa ludzi niech służy ogłoszony w grudniu konkurs Pawła Tkaczyka. Na Jego blogu do wygrania były książki Michała Sadowskiego "Rewolucja Social Media", a żeby wygrać, wystarczyło nagrać, wrzucić do sieci i podlinkować w komentarzach 1-minutowy film, który miał przekonać Pawła do wyboru właśnie tej osoby. Zgłosiło się 7 OSÓB PO 5 KSIĄŻEK. Trochę wstyd, co? Nie był to przecież jakiś no name bloger, a Paweł Tkaczyk, którego nazwisko zna każdy, komu "silna marka" kojarzy się bardziej z dobrym wizerunkiem niż z mocną pozycją dawnej niemieckiej waluty.
Przez takie akcje sam czasem zaczynam się zastanawiać, mając do rozdania fajne płyty i bilety na koncerty, czy dane zadanie nie będzie zbyt ambitne. Ale to przecież chore oddawać takie dobra za same lajki! Dlatego - do wszystkich rozdających gifty w internetach - bądźcie bardziej wymagający, uczcie swoich czytelników większego wysiłku, razem naprawiajmy świat! #utopia

Wydajesz kupę hajsu na wysłanie typa do USA i...
To lenistwo odbija się także na przeróżnych kampaniach promocyjnych marek. Grzech niedostatecznego angażowania leniwych użytkowników sieci popełniono choćby przy okazji wyprawy Tedego do USA. Widziałem jeden film na początku, jeszcze zanim raper wyleciał z Polski i... tyle. Mało go było w necie, nie wyskakiwał w każdym możliwym miejscu. Aż chciało się przewrotnie zapytać, czy On faktycznie do tych Stanów poleciał... Rozczarowałem się specjalnie zalajkowaną na tę okoliczność stroną Redbull Mobile na fejsie, która w domyśle powinna wykorzystywać te filmy do budowania fajnego contentu, a tymczasem nawet nie wrzucała wszystkich! Przy tak rozleniwionych użytkownikach internetu zakrawa to na zbrodnię. Aż dziwne, że za komunikację z fanami na facebooku odwiedzialny był Socializer, agencja, która przecież doskonale wie, jak dopieścić i animować grupę docelową. A tymczasem do filmów regularnie linkował tylko fanpage artysty, co ja akurat zobaczyłem po czasie... My, użytkownicy sieci, naprawdę jesteśmy leniwi. Im więcej razy zobaczymy jakiś link na wallu, tym większe prawdopodobieństwo, że w niego klikniemy. A jeśli nie pojawi się on wcale danego dnia, to sorry Winnetou..

...co z tego masz, drogi Red Bullu?
Jednego podważyć nie można - te ponad 50 filmów (każdy po kilkanaście minut) to ciekawy materiał video dla fanów Stanów Zjednoczonych. Jednak w kampanii chodziło pewnie bardziej o świadomość marki i jej sprzedaż, a co do tych aspektów, to nie byłbym już taki pewien sukcesu, choć akcja przed wylotem Tedego wydawała się samograjem.
Pytanie kluczowe to: jaka z tego wszystkiego była realna korzyść dla Red Bulla? W wielu oglądanych przeze mnie odcinkach jedynym powiązaniem wyprawy rapera z produktem była 3-sekundowa wstawka po każdym filmie "zachęcająca" do kupienia startera. Bez najprostszego nawiązania w komunikacji na facebooku do przygód rapera, typu pytania: "Co zrobi Tede w L.A.?" czy "Ile kasy przepuści w Las Vegas?" itp. Nie widziałem wszystkich odcinków wyprawy, więc mogłem przegapić nawiązania do bardzo mocno określonego charakteru światowej marki, jaką jest Red Bull - Tede miał odwiedzić kilka imprez sportowych spod szyldu byka (były takie akcenty?). Była oczywiście specjalna strona dedykowana akcji, ale - wiadomo - jeśli nikt do niej nie linkuje, to jako leniwy użytkownik sam z siebie na nią nie wejdę.

Niewykorzystany potencjał, niezwerbowani klienci
Najlepiej z tych kampanii, w których wysyłano leaderów opinii za wielką wodę, wspominam Kominka - o tym naprawdę mówiło się dużo w internecie. Byli także Rock i Rojo, choć akurat segment gier komputerowych to nie moja domena i nie śledziłem specjalnie ich przygód. Teraz nadszedł czas na Tede i... sam nie wiem, co myśleć. Niby jestem strasznie ciekaw Stanów, niby słucham polskiego rapu na co dzień... więc kogo ma przyciągnąć kampania  z wyprawą Tede do USA, jeśli nie takich ludzi jak ja? Gaddemyt!

A nie przyciągnęła! Nie została podłożona w głowie nawet najdrobniejsza incepcja obecności jakiejkolwiek marki w tym wszystkim. I to jest chyba największą bolączka tej kampanii - ciężko powiązać w jakikolwiek sposób wyprawę Tede z Red Bull Mobile. Nie to, żebym oczekiwał, iż raperowi z rękawów wysypywać się będą telefony i abonamenty... ale wystarczyłoby ściągnąć fanów na stronę dedykowaną marce i zbudować zaangażowanie. Tak, łatwo się coś takiego mówi. Ale gdy w grę wchodzi poważny hajs na kampanię, to takie działania i wymierne efekty wydają się nadwyraz oczywiste.



Podobne posty:
Tak za chwilę będą wyglądały nasze CV
Dlaczego zapamiętamy Euro 2012
Niewykorzystany potencjał

5 komentarzy:

  1. przeczytałam Twój wpis i muszę powiedzieć, że nie mam bladego pojęcia jakiej kampanii poświęciłeś aż tyle słów. pierwsze słyszę, że Tede do Stanów poleciał - co akurat nie dziwi, bo Tede kompletnie mnie nie interesuje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Służę linkiem: http://usa50ss.wrzuta.pl/50-stanow

      Usuń
    2. dziękuję, ale nie skorzystam. myślę, że moja niewiedza o tejże wyprawie nie wpłynie w żadnym stopniu na moje życie, wiedza zaś nie przysporzy mi bogactwa.

      Usuń
  2. Troche bez sensu Drogi Autorze. Nie oglądałeś wszystkiego i się wypowiadasz na ten temat? Czy to aby nie...lenistwo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lenistwo, a jakże. Bo bez podanych linków na bieżąco ciężko było obejrzeć wszystkie. Poza tym tekst dotyczy w dużej mierze nie samych filmików, a komunikacji ich w necie, więc się wypowiadam.

      Usuń