czwartek, 7 czerwca 2012

Czy tylko ja nie wpadłem w "piłkoszał"?

*pisane z perspektywy Warszawiaka, ale może w innych miastach-gospodarzach jest podobnie? (piszcie)

Jest czwartek, siódmy dzień czerwca. Jutro rozpoczyna się w naszym kraju (!) Euro 2012, a mój poziom podekscytowania, jak na fana futbolu od lat kilkunastu, jest znikomy. Bardziej przyspiesza bicie mojego serca na myśl o Orange Warsaw Festival, które odbywać się będzie w najbliższy weekend. Zadałem sobie pytanie: dlaczego?

Czy to dlatego, że nie posiadam żadnego biletu na tę wielką piłkarską imprezę? A może dlatego, że rzadko oglądam telewizję lub chodzę do supermarketów, gdzie jesteśmy obecnie bombardowani produktami i tematami związanymi z Mistrzostwami Europy? Nie jest to też tak, że zamykam się na piłkarski świat - na twitterze ponad dwieście osób o tej piłce mi codziennie "ćwierka". Problem leży dużo głębiej. Tak naprawdę przygotowywałem się do napisania tego tekstu od miesięcy, gdyż już wtedy zauważalny był kompletny brak klimatu sportowego widowiska w Warszawie. Złożyło się na to kilka rzeczy.

Zdjęcie: Maciek Budzich

Po pierwsze i najważniejsze, Warszawa przez bardzo długi czas nie wyglądała jak miasto, które organizować będzie u siebie mecze Euro. Jedyną reklamą, wiszącą od dłuższego czasu, była ta wspólna Coca Coli i Heinekena na Moście Średnicowym. Turyści nie interesujący się futbolem, którzy np. w kwietniu przyjechaliby do stolicy, mieliby duży problem, żeby zorientować się, że właśnie tu w czerwcu rozgrywać się będą spotkania czołowych, europejskich drużyn narodowych. Na początku tego roku mocno liczyłem, że wraz z wiosną pojawiać się będą coraz to nowe akcenty związane z Euro: od wielkich piłek w różnych częściach miasta, przez oznaczenia dróg prowadzących np. z lotniska czy z centrum na Stadion Narodowy, aż po rozmaite eventy związane z piłką nożną. Sporo z tych rzeczy pojawiło się, ale... kilka dni temu. Szkoda, że te wszystkie dekoracje zostały wykonane głównie pod turystów, a nie mieszkańców stolicy. Największa impreza sportowa, jaka jest robiona w Polsce, a właściwie mało zrobiono, żeby Warszawiacy jakoś mocniej jej wyczekiwali. Czy tak ciężko byłoby zamontować wielki zegar w kształcie piłki, odliczający godziny do pierwszego meczu naszej reprezentacji? Pomalować kilka bloków na biało-czerwono? Zatrudnić instruktorów żonglerki i zorganizować bicie rekordu Guinnessa w jak największej liczbie osób podbijających piłkę w jednym momencie? Albo kiedy już cała reprezentacja jest w Warszawie, idąc za myślą z reklam Biedronki: zorganizować na jakimś Orliku mecz reprezentantów kraju, w którym (na rozsądnych warunkach) mogliby brać udział również normalni kibice?

Pomysłów na promowanie takiej imprezy jest miliard, ale przez długi czas nie robiono praktycznie nic, zostawiając wszystko na czas Euro. Zamiast budować klimat na przestrzeni kilku miesięcy, mamy zrobione wszystko na ostatnią chwilę. Pytanie też, czy tego typu akcenty piłkarskie powinny spoczywać na barkach sponsorów/patronów imprezy, organizatorów czy samego miasta? Teraz oczywiście jest tego mnóstwo, ale wcześniej jakoś firmy nie wykazywały się kreatywnością. Weźmy takiego McDonalda - skoro budują specjalną restaurację na Placu Defilad na czas Euro, to dlaczego nie mogłaby ona, widziana z góry, mieć kształtu i barw piłki? Wcześniejszy pomysł z żonglowaniem spokojnie mógłby zrealizować Orange, który wolał jednak wydać kasę na postawienie w centrum wielkiego, pomarańczowego sześcianu, gdzie grały młode zespoły - na promowanie Euro już zabrakło im pomysłów? Coca cola opanowała jeszcze w maju podziemia nad Rondem Dmowskiego, Kia od kilkunastu dni dekoruje - choć trzeba przyznać, że tandetnie - Nowy Świat. Obecnie stolica została zalana reklamami promującymi Euro, włącznie z komunikacją miejską czy kapitalnie przebranymi przez Nike'a stacjami metra - Ratusz Arsenał i Pole Mokotowskie. Wszystko moim zdaniem o co najmniej 1-2 miesiące za późno.

Brak klimatu związanego z Euro w stolicy w ostatnich miesiącach zbiegł się z innym, dość istotnym procesem: PZPN do spółki z Frankiem Smudą zarazili złym wizerunkiem kadrę narodową. Lista afer i kompromitacji z udziałem panów reprezentujących Polski Związek Piłki Nożnej była przeogromna od zawsze, ale do tej pory sama drużyna piłkarska była odbierana raczej pozytywnie. Teraz stała się rzecz niesamowita, gdyż ten fatalny PR zaczął przenosić się na zespół, na piłkarzy. A mocno pracowali na to i pan Smuda, i pan Lato, i pani Olejkowska, i wiele innych osób ze związku. Nie pamiętam w przeciągu ostatnich kilkunastu lat aż tylu nieporozumień, skandali i ogólnego niesmaku wokół naszej drużyny narodowej. Kibicowanie tej kadrze zaczęło być powodem do żartów, do wstydu. A przecież może być to jedno z najsilniejszych zestawień naszej reprezentacji w XXI wieku!

Duży udział w tym wszystkim ma także portal Weszło, który systematycznie nakręcał spiralę nienawiści wokół kadry, PZPN-u, organizacji Euro i ogólnie piłki nożnej w naszym kraju. Tak, często czytało się ich z przyjemnością, bo ktoś miał wreszcie odwagę wytknąć publicznie rzeczy w polskiej piłce karygodne. Tak, często człowiek sam zgadzał się z nimi głęboko w duchu albo czuł, że podpisałby się wszystkimi kończynami pod danym tekstem. Tak, często artykuły pojawiające się na Weszło były fachowe i merytoryczne. Ale spowodowało to również falę ogromnego hejtingu kadry, PZPN-u i częściowo też samych mistrzostw. Widać to choćby po inicjatywie Fuck Euro, wypowiedziach na forach internetowych czy nawet niektórych dewastowanych dekoracjach.
Przechadzając się teraz w okolicach Metra Centrum czy Stadionu Narodowego, ten klimat gdzieś cząstkowo wyczuwam. Bo ciężko nie, kiedy na ścianie stacji metra widzisz zawodników Nike'a, na Narodowym wisi m.in. duży Robert Lewandowski, a Błaszczykowski na reklamie eskorty McDonald's mówi do małego chłopca "Bez Ciebie nie idę" (skurczybyki mocno jadą na emocjach). Jednak to wszystko to jak lizanie loda przez szybę, bo mi osobiście ciężko się przestawić z tych negatywnych emocji, towarzyszących całej imprezie do tej pory. Właściwie to całe to Euro ratuje trójka z Borussi Dortmund. Bez nich naprawdę ciężko byłoby wierzyć w tę kadrę i budować jakikolwiek pozytywny klimat wokół drużyny narodowej. A samo Euro... to w końcu największa sportowa impreza w historii tego kraju! Niestety, nie dane było Warszawie przeżywać jej dłużej niż przez miesiąc samego turnieju.